Stary Kretyn
(leżąc na katafalku): Hej, hej! Jakie to były czasy... Socjalizmu żadnego nie było, wobec czego pracownica domowa nazywała się po prostu kuchta względnie parzygnat... A jakie możliwości otwierały się wtedy podczas mycia schodów względnie okien!...
Cuda? Nie tak jak dziś zaledwie raz do roku, ale codziennie, panowie, codziennie i co najmniej w co drugim mieście: to broda wyrastała świętej pustelnicy w sposób gwarantowanie przerażający, to mogiła bogobojnego kucharza pokrywała się nagle majonezem z prawdziwej "nicejskiej" oliwy, to na niebie, mociumdzieju, ukazywały się ogniste miotły, odkurzacze i tym podobne rzeczy.
A sznycle "po wiedeńsku"? Hej, łzy się kręcą... Bo to był, proszę państwa, cały Wiedeń na talerzu, z Grinzingiem i szramelmuzyką. Trzy dni można było jeść taki sznycel, słowo honoru.
A jakie teatra były! Jak stary Trapszo wyszedł na scenę w "Dziadach" i nacisnął syfon z wodą selcerską, i powiedział: "Ach, jak mnie pragnienie pali, ach, choćby wody kropelka", to, mociumdzieju, cała widownia spadała z krzeseł. Hej, łzy się kręcą!...
A po teatrze oczywiście: "Hawełka", szansonistki i szał. Paraliż postępowy naturalnie szerzył się do pewnego stopnia, ale co z tego? Geniusze dzięki temu rodzili się masami. Przybyszewski grał na organach "Święty Boże", a cesarz Franciszek Józef zapuszczał bokobrody nie dla siebie, tylko dla kraju. Hej, łzy się kręcą...
Łzy:
(nb. zaczynają się kręcić z taką szybkoscią, że dalsze wygłaszanie monologu okazuje się niemożliwe) Wobec czego
K U R T Y N A
.:: top ::.
Copyright galczynski.kulturalna.com
Wydawca: Olsztyńskie Towarzystwo Inicjatyw Kulturalnych - Kulturalna Polska współpraca • autorzy • kontakt