Życie nas nie złączyło, to nas śmierć połączy,
o, Mario, Mario moja, najwspanialsza nogo!
To cóż, że mąż twój na nas patrzy dosyć wrogo,
niech patrzy, my dziś jeszcze wysiądziemy w Łomży;
znam tam mały hotelik, cały w dzikim winie,
zowie się "Pod Aniołem", jest schludny, niedrogi,
nocą przez okna widać gwiazdy i obłoki,
a właściciel przepięknie gra na okarynie.
Po przyjeździe natychmiast będzie jajecznica,
pomidory w śmietanie i woda "Zubera",
jakieś skumbrie, do skumbrii mam klucz, co otwiera -
a potem noc i miłość, i pełnia księżyca.
My umrzemy w piżamach. Rachunek uiszczę,
ogolę się i krzyknę: - O, Mario jedyna,
czujesz? to jesień pachnie jak zła terpentyna;
widzisz? to deszcz oszalał. Słyszysz? to wiatr gwiżdże.
Nad ranem będzie cicho. Pełni jesienności
jeszcze raz pomyślimy o ziemi i niebie,
jeszcze raz popatrzymy na szczotkę i grzebień,
westchniemy, i na wieki umrzemy z miłości.
.:: top ::.
Copyright galczynski.kulturalna.com
Wydawca: Olsztyńskie Towarzystwo Inicjatyw Kulturalnych - Kulturalna Polska współpraca • autorzy • kontakt